Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarki
poniedziałek, 5 maja 2025 18:52
Reklama
Reklama
Reklama
ReklamaCentrum Drewna Gryfów - Profesjonalny skład drewna

Cuda na granicy

Od 2007 roku Polska należy do strefy Schengen. Od tego czasu przekraczanie europejskich granic bez żadnych zbędnych formalności czy problemów stało się dla nas wszystkich czymś niemal naturalnym. Tymczasem dwie dekady temu na przejściach granicznych z Czechami i Niemcami strażnicy mieli ręce pełne roboty. Działy się tam często rzeczy, które śmiało posłużyć mogłyby do napisania niezłej komedii. Kilka historii znalazło się także na łamach lokalnej prasy w roku 1995. 
Cuda na granicy

Czerwiec jest miesiącem, kiedy wszyscy czujemy nadchodzące wakacje i marzymy o letnim wypoczynku. Tak było także na przejściach granicznych 20 lat temu. Na przejściu łączącym Polskę z Niemcami zatrzymano trzydziestoosobową grupę dzieciaków, którzy na wycieczkę wybierali się w towarzystwie 153 dorosłych „opiekunów”. Najmłodszy „przestępca” graniczny miał... 2 miesiące. 

Bardziej popularnym sposobem na przekroczenie granicy było oczywiście zaopatrzenie się w odpowiedni dokument w „niekoncesjowanej filii wydziałów paszportowych”. Nagminnie zatrzymywani byli rozmaici obywatele świata, którzy za kilkaset marek zakupowali blankiety i zmierzali na rogatki kraju. Tak postąpił Polak, który zaopatrzył się w dokument skradziony wcześniej w Ostrołęce. Okazuje się, że mężczyzna posiadał legalny dokument – nie chciał się nim posługiwać, bo od dłuższego czasu nie płacił alimentów. To jeszcze zrozumiałe wytłumaczenie, ale bywały lepsze kwiatki. Na przejściu w Zawidowie zatrzymano mieszkańca Radzimowa, który posługiwał się nieswoim paszportem. Spokojnie wytłumaczył on pogranicznikom, że po prostu czeskie piwo smakuje mu lepiej niż polskie. Podobno jego stan potwierdzał jego wersję wydarzeń. 

O tym, że Polacy i Ukraińcy dla większego dobra potrafią puścić w niepamięć zaszłości historyczne i skutecznie współpracować poświadczył fakt zatrzymania w Zgorzelcu czteroosobowej grupy składającej się z przedstawicieli obu narodów. W bagażniku ich Łady, na polskich rejestracjach, ujawniono małe przedsiębiorstwo łączące w sobie salon sprzedaży samochodów, wydział komunikacji i towarzystwo ubezpieczeniowe. Takich bagażnikowych firm było w tamtych czasach podobno całkiem sporo. Musiały się one cieszyć sporym zainteresowaniem, bo i klientów łapano przy granicy wyjątkowo często. Dla przykładu: w Sieniawce zatrzymano kierowcę Renault , który swoje dokumenty nabył za całe 300 zł. Nie przewidział on, że pod tymi samymi  numerami rejestracyjnymi figuruje już w krajowej ewidencji VW Golf. 

Przez granicę próbowano także przenieść właściwie wszystko. Okapy okienne a raczej ich fragmenty, stare narty, piec węglowy, lampki nocne, skorodowane kosiarki, antyczne już na tamte czasy telewizory i blisko dwie tony szmat w charakterze odzieży, to tylko część asortymentu cofniętego na naszej granicy. Próbowało tego dokonać w sumie 165 „roztargnionych turystów”, którzy zapomnieli dokumentów. 

Podobnych historii było oczywiście więcej. Całe szczęście czasy te mamy już za sobą. 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Rolki
owd
Wystawa Magdalenki
Szkrab
noc muzeów
3 maj
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
ReklamaPowiat Lubań
Reklama