Mamo, gdzie moje skarpetki?
Mamo, co na śniadanie?
Mamo, gdzie mój basen?
Mamo, potrzebuję dychę!
Mamo, mamo i niekończące się mamo. Co więcej, zwrot mamo jest przerywnikiem, po prostu wzywasz mamę sześćset razy dziennie tak czy siak - czy jest taka potrzeba czy nie. A ona, w większości przypadków, ze stoickim spokojem odpowiada: skarpety w trzeciej szufladzie, parówki na śniadanie, basen masz jutro, a dycha leży na stole w kuchni i jeszcze pożyczy miłego dnia. Bez matczynej miłości żadna z kobiet nie dźwignęłaby tego wszystkiego, bo przecież jeszcze pracuje, sprząta, gotuje, robi zakupy, pranie itd. Kiedy moje dzieci były małe i odkryłam co znaczy przemierzyć wózkiem nasze miasto, już uznałam ten stan za heroiczny, przeświadczenia o słuszności tego twierdzenia dodały mi dalsze lata: ściaranie się ze szkołą, lekarzami, pierwszymi miłościami, wiekiem buntu itd., itd. Cóż może nie wygląda to różowo, może szarość dnia powszedniego nie napawa optymizmem, ale wiem, że nawet najmniejszy sukces i najmniejszy uśmiech na twarzy naszego dziecka, jest dla mamy największą nagrodą i radością.
A jak już świętujemy Dzień Matki, to może niech tego dnia ciasto upiecze tata, a dzieciaki posprzątają, niech to będzie dzień dla mamy, niech chwilę poczuje się jak królowa.
Ze swej strony wszystkim mamom życzę cierpliwości i radości, bo miłości pewnie macie pod dostatkiem.
Maruda
Napisz komentarz
Komentarze