Dotychczas wybory proporcjonalne odbywały się jedynie w 66 miastach na prawach powiatu. Nowelizacja Kodeksu wyborczego, który w życie wejdzie z końcem stycznia 2018 roku zakłada rozszerzenie tej zasady o gminy, które zamieszkuje co najmniej 20 tys. mieszkańców. W sumie zasada ta dotyczyć będzie 342 z 2478 polskich gmin. Co ciekawe, mniejszość tą, zamieszkuje większość mieszkańców naszego kraju, bo aż 21,7 mln czyli 56,4% ludności. Według danych GUS w powiecie lubańskim taka sytuacja ma miejsce jedynie w gminie miejskiej Lubań, którą zamieszkuje 21345 mieszkańców. W efekcie jedynie oni zostaną pozbawieni możliwości wyboru swoich kandydatów do rad gmin w wyborach bezpośrednich. Oznacza to, że nie oddadzą już głosu na popularnego „Kowalskiego” a na listę, na której on się znajduje. Dopiero po przeliczeniu głosów do Rady wejdą kandydaci z pierwszych miejsc list.
W efekcie okazać się może, że ów popularny „Kowalski” wcale do Rady nie wejdzie, a będzie jedynie „lokomotywą wyborczą” osób, które wywalczyły lepsze pozycje na listach.
Według samorządowców obecnie sprawujących władzę JOW-y były bardzo korzystne.
Jednomandatowa ordynacja miała jedną niewątpliwą zaletę, pozwalała na wprowadzenie do Rad tak zwanej świeżej krwi, ponieważ skończyły się czasy tzw. ‘’ lokomotyw’’, zaczęto głosować na człowieka, a nie na numer na liście. Dzięki JOW-om każdy radny w większym stopniu odpowiadał za swój okręg. W systemie, który właśnie odchodzi do historii na 1000 mieszkańców przypadał jeden radny. Tylko czteroletnia praca dla społeczności pozwalała zapracować na kolejną kadencję. Po zmianach jeden okręg wyborczy liczyć będzie ponad 5000 tys. mieszkańców. Oznacza to, że o wiele trudniej będzie rozliczyć radnych w tym przypadku odpowiedzialność będzie się rozmywała. - mówi nam Kamil Glazer, radny z Lubania.
Jednomandatowe Okręgi Wyborcze zostały wprowadzone przed wyborami 2014 roku, więc tak naprawdę nie zdążyliśmy się do nich przyzwyczaić ani poznać długofalowych efektów ich działania. Niestety to jednorazowe doświadczenie pokazało politykom, że do rad gmin w wielu przypadkach nie weszły osoby od lat sprawujące władze. A napływ świeżej krwi był na tyle duży, że nie pozwoliło to utrzymać dotychczasowego stanu rzeczy.
Upraszczając opis zasad wyboru proporcjonalnego popełniliśmy błąd, dziękujemy za wyjaśnienie czytelnikowi o nick-u „wyborca”:
"Oznacza to, że nie oddadzą już głosu na popularnego „Kowalskiego” a na listę, na której on się znajduje. Dopiero po przeliczeniu głosów do Rady wejdą kandydaci z pierwszych miejsc list". Panie redaktorze, to nie jest prawda.
Metoda proporcjonalna polega na tym, że faktycznie do wyborów wystawiane są listy kandydatów z różnych komitetów wyborczych. Nie głosuje się jednak na listę, ale na konkretnego kandydata z tej listy. Przy podliczaniu głosów w pierwszej kolejności zlicza się jednak sumę głosów oddanych na wszystkich kandydatów z danej listy. Przechodzą kandydaci z największą liczbą głosów, miejsce na liście nie ma żadnego znaczenia. Można być ostatnim na liście i wejść, jeśli zdobędzie się najwięcej głosów. Warunek jest taki, że lista przekroczy próg wyborczy.
Wytłumaczę na przykładzie: załóżmy, że mamy dwie listy: Komitet Kowalskiego i Komitet Nowaka.
W Komitecie Kowalskiego kandydat z nr 1 zdobył 96 głosów, nr 2 i nr 3 po 2 głosy, reszta 0 głosów. Łącznie lista otrzymała więc 100 głosów. W Komitecie Nowaka kandydat nr 3 zdobył 21 głosów, nr 4 zdobył 40 głosów, nr 5 zdobył 19 głosów, kandydat nr 2 zdobył 20 głosów, a na kandydata nr 1 nie zagłosował nikt. Łącznie lista zdobyła też 100 głosów.
Załóżmy dalej, że w wyniku skomplikowanych obliczeń (sławna metoda d'Hondta i to tu tkwi cała paranoja systemu proporcjonalnego!) każdemu z tych komitetów przysługują 3 miejsca w radzie. Wchodzą ci kandydaci, którzy w ramach swojego komitetu głosów tych mieli najwięcej.
Z Komitetu Kowalskiego wejdzie więc kandydat nr 1, nr 2 i nr 3, a z Komitetu Nowaka kandydaci nr 4, nr 2 oraz nr 3 ("Jedynka" więc nie wchodzi. Liczy się liczba głosów).
I teraz wyjaśnienie, dlaczego to jest niesprawiedliwy system: w efekcie do Rady wszedł kandydat z listy Kowalskiego, na którego zagłosowało tylko dwóch wyborców, natomiast odpadł kandydat z listy Nowaka, którego popierało 19 osób!
To chory system, którego skutki widać w naszym powiecie, czy Sejmie (gdzie obowiązuje od lat). W efekcie radnymi zostają ludzie bez popracia społecznego, którzy potrafią po prostu przypodobać się odpowiednim ludziom i znaleźć się na ich listach. Kwitnie więc lizodu..stwo. Potem tacy "radni" są już tylko maszynkami do głosowania, które nie czują się odpowiedzialne wobec swoich wyborców, tylko wobec tego, kto decyduje o tworzeniu list wyborczych. Bo jak się będzie miernym i wiernym, to w przyszłych wyborach miejsce na liście będzie. Jak się będzie myśleć samodzielnie i w interesie wyborców, to miejsca na liście nie będzie.
Napisz komentarz
Komentarze