Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarki
wtorek, 30 kwietnia 2024 03:38
Reklama
ReklamaCentrum Drewna Gryfów - Profesjonalny skład drewna
Reklama
Reklama

Koń Elvila. Podania ludowe Pogranicza Śląsko-Łużyckiego

Johan von Gersdorf pan na Grodziszczu znany był ze sporu z radą miasta Zhorjelc o prawo sądu nad chłopami w Grabiszycach, z tego też powodu do wielu złych rzeczy doszło w owym czasie.
Koń Elvila. Podania ludowe Pogranicza Śląsko-Łużyckiego

Wołali na niego Jone Elvil, zuchwały to był człowiek a szczęście mu dopisywało, ponoć za przyczyną magicznych zaklęć nieszczęścia go mijały. Był właścicielem wielu dóbr, Grabiszyc, Miłoszowa, rodowej wsi Gersdorf, Sulikowa i Markersdorfu, z bratem Otto dzierżył Radomierzyce. Mimo to chadzał na zbójeckie rzemiosło. Z racji swego gwałtownego charakteru miał Elvil odwieczne spory o wszystko i ze wszystkimi. Z bogatym Żydem ze Zhorjelca o procent długu się spierał, z kupcami zaś, o nieuczciwy handel. Ci zaś zarzucali mu gwałty na ich prawach czynione przez co wielkie straty ponosili. Stąd też wziął się jego raubritterski przydomek Elvil, co w starych sagach germańskich oznaczał złego ducha. Doszło w końcu do tego, że w odwecie i pod nieobecność Elvila rajcy miejscy zbrojnie najechali zamek na Grodziszczu. Nikt już dziś nie pamięta jak do tego doszło, dość powiedzieć, iż mężna żona Elvila w obronie dóbr swych stanęła i w ferworze bitwy pod końskimi kopytami żywot postradała. W straszliwy gniew wpadł rycerz Jone,  kiedy dowiedział się o tym. Stojąc na szczycie wieży zamkowej, wzywał wszystkich Bogów i demony, poprzysiągł zemstę mieszczanom. Na końskich kopytach was rozniosę, krzyczał w czarną noc, tak mi dopomóżcie starzy Bogowie. Był w zamku Elvila stary pisarz i piastun, zausznik rodu zaufany, który był tak stary, że najstarsi armigerzy pamiętali go z czasów młodości swojej jako starca. Ponoć dziad Elvila słuchał jego rad i z jego pomocy korzystał. Wieść niosła, iż z magicznych ksiąg moc swoją czerpał i nie raz w historii rodu magią swoją rycerzy wspierał. Tak też było i tym razem, widząc desperację Jone i wściekłość po starcie żony, ofiarował mu konia. Przez stukanie kopytami koń ostrzegał Elvila, kiedy zbliżało się niebezpieczeństwo. Im bliżej był wróg, tym mocniej kopytami bił w ziemię. Nie był to zwykły rumak mości panowie i niezwykłe umiejętności posiadał. Był smutny w obliczu bliskiej klęski, a radość i wigor wiktorię zwiastowały. Wierny był panu swemu i nikomu poza nim dosiąść się nie pozwalał, a w czas bitwy kopał i gryzł wroga. Z takim rumakiem nie spoczywał rycerz w zemsty pragnieniu, wielokrotnie napadał Zhorieleckich kupców i grabił bezlitośnie. Wiele lat trwała wendetta Jone, dzięki swemu cudownemu koniowi zawsze udało mu się przed niebezpieczeństwem ustrzec i nigdy w bitwie nie ucierpiał.

Pewnego razu, na dwie niedziele przed Bożym Ciałem, na swym rumaku do Zhorielca wjechał, by nowe buty kupić. Wiary nie dacie mości panowie, kiedy przez nikogo nie zaczepiany opuszczał miasto, stanął przed bramą i krzyknął „Jone Elvil tu był”, następnie spokojnie odjechał. Zaskoczeni rajcy nie zdążyli zareagować, to zdarzenie rozzłościło ich okrutnie, postanowili bronić miasto przed napaściami raubritterów. Wał wokół miasta wybudowali i mury wzmocnili. Dowiedziawszy się o tym Elvil zaśmiał się tylko i wzniósł toast winem, które do miejskich piwnic za jego przyczyną nie trafiło. Ha ha ha kamraci moi, co mi wały i mury Zhorielca, spać kupczyki spokojnie nie będą, parol swój wam daję. Słowa rycerz dotrzymał, wrócił z dużym oddziałem zbrojnych i przez długi czas oblegał miasto. Mieszczanie przeżywali chwile grozy, już oczyma duszy widzieli jak raubritterzy miasto plądrują.

Tymczasem w bazylice nad murami odprawiono mszę świętą w intencji boskiej pomocy, a że było to w dzień św. Hipolita do niego mieszczanie modlić się postanowili. Ślubowali, że jeśli przed zbójami ich obroni, będą dzień ten chlebem i wodą świętować. Wtedy zdarzył się cud, raubritterzy od bram miasta odstąpili. Święty Hipolit pomógł mieszczanom, nikt nie wie czy ich modlitwy tak poruszyły świętego, czy też postanowił utrzeć nosa Elvilowi. Prawdą jest, że Jone odstąpił i jakby głód swojej zemsty zaspokoił. W mieście zaś dzień św. Hipolita obchodzono od tej pory jako wielkie święto.
Kilka lat później Jone Elvil pogodził się z kupcami ze Zhorjelca, ponoć nawet u spowiedzi był i na łono Kościoła Świętego powrócił. Lecz nie dane było mości panowie Elvilowi w łożnicy ducha ze starości wyzionąć. Jego porywczy charakter jeszcze raz dał znać o sobie, nikt już dziś nie pamięta o co poszło, faktem jest, iż roku pańskiego 1378 zginął Jone w pojedynku. Nad mogiłą Elvila kilku starych kamratów się zebrało i tyle po nim. Tak tak cni panowie, po śmierci lisa kury nie zapłaczą. Hola hola, to nie koniec mości panowie, historia ta ma jeszcze jednego bohatera. W noc po pochówku na cmentarz przybiegł koń Elvila i tylko on jeden nad mogiłą swego pana łzy uronił.

Historię spisał Jacek Kaktus Jurak.
Autor inspirował się podaniami zebranymi przez Siegfrieda Bruxa w tłumaczeniu Marii Bagrij – Szopińskiej. Uzupełnione o zapiski z lokalnych legend oraz oparte na historycznych faktach i zdarzeniach, które miały miejsce na przestrzeni wieków na Pograniczu Śląsko – Łużyckim.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Jarosław Ludowski 08.06.2020 09:19
Bardzo ciekawe i interesujące opowieści. Gratuluję pomysłu.

Lucas 08.06.2020 09:04
Albo o mlodej parze co z Nowej Karczmy co do Białogórza jechala się pobrać

prusakolep 07.06.2020 20:29
Napiszcie o kocie Breżniewa. Włos się jeży!

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
ReklamaPizzeria Marezo Lubań
Reklama