Początkowo miał być Klettersteig Konigsjodler w Austrii, ale zimowa aura w rejonie Hochkonig popsuła plany. Z powodu niespodziewanie wolnego weekendu i adrenaliny nagromadzonej przed wyjazdem w Alpy zrodził się pomysł by wyskoczyć w góry trochę bliżej, na nową via ferratę -Vodni Brana w Czechach.
Co prawda prognozy pogody na niedzielę nie były zbyt łaskawe. Miało być pochmurnie i od 14-tej deszcz. Mimo tego wystartowaliśmy. Kilkanaście minut po 7-ej byliśmy już w drodze. Niestety, jak to zwykle bywa, trasa „optymalna” w nawigacji nie zdała egzaminu. „Nawigator Krzysiek” prawie ochrypł. Koniec końców nawigacja poszła w odstawkę, w ruch poszedł koniec języka. Jakby tego było mało zaczął padać deszcz.
Po kilku nawigacyjnych wpadkach dotarliśmy na miejsce o 9:00. Na małym „parkingu” za garażami przebraliśmy się. Założyliśmy na siebie szpej i kurtki przeciwdeszczowe. Tak się zaczęło.
Ruszamy na szlak, w miejscu startu brak informacji o pobliskiej ferracie, tylko garaże, las i rzeka. Z informacji zdobytych w necie wiem, że wąską ścieżką biegnącą z nurtem rzeki dojdziemy do punktu startowego. Towarzyszący nam deszcz, nie usposabia optymistycznie, wąska błotnista ścieżka prowadzi nas w nieznane.
Po kilku minutach marszu szlak kończy się na gliniastym placyku przy skałach, nad samą wodą. Tu ukazuje się nam w całej okazałości przełom Jizery - Vodni Brana. Na placyku tablica informacyjna pokazuje przebieg dwóch dróg „wspinaczkowych” „cervena i modra” , czerwona - jednokierunkowa, 110m dłg i 70m wys. ,trudność C+, niebieska - dwukierunkowa, 90m dłg i 65m wys., trudność B.
Pierwsze wejście rozpoczynamy około 9:30 w siąpiącym deszczu. Krople wody spadają na kask, wywołując dreszcze i obawy by nie wpadły za koszulę. W takich warunkach rozpoczynamy wspin. Woda cieknąca ze skał i błoto na podeszwach pozbawia nas komfortu wspinaczki, mimo to wspinamy się w dość dobrym tempie.
Stalowe liny towarzyszące nam cały czas dają poczucie bezpieczeństwa.Szczęk karabinków, przyspieszone oddechy, kap, kap, po kasku a my coraz wyżej. Na ostrej grani gdzieś w połowie drogi odwracam się i spoglądam w dół, brunatny nurt wezbranej Jizery widoczny z góry sprawia, że serce bije szybciej.
Dopiero z tej wysokości można w pełni podziwiać ogrom przełomu. Wrażenie niesamowite. Stopniowo przestaje padać i ostatnie odcinki trasy robimy już na „sucho". Morale ekipy wzrasta do tego stopnia, że po zejściu niebieską drogą i zakończeniu trasy decydujemy się na drugą rundę.
Niestety, na ferracie zaczął się już ruch, do tej pory byliśmy sami, teraz musimy dzielić się nią z coraz liczniej przybywającymi miłośnikami skalnego wypoczynku. Pomimo zwiększonego „ruchu” na trasie udało nam się pokonać ją w czasie o wiele krótszym niż sugerowany na tablicy informacyjnej.
Ubłoceni i nieco zmoknięci, ale za to bardzo szczęśliwi ruszamy w drogę powrotną. Tym razem trasę „optymalną” zamieniam na „najszybszą”. W końcu „ nawigator Krzysiek” może odpocząć.
Na granicy tradycyjnie zakupy, trzeba jakoś zakończyć udany wypad , zakupuję więc karton Gambrinusa.
Ze Zgorzelca do celu jest 103 km, niby daleko, jednak warto wybrać się na Via Ferratę Vodni Brana u Semil.
Pomimo zabezpieczeń w postaci stalowych lin na całej długości trasy, Vodni Brana może być niebezpieczna, należy więc pamiętać o niezbędnym wyposażeniu i bez tzw. świętej trójcy ferratowej (uprząż, lonża i kask) nie ma co ryzykować.
Warto też skorzystać z usług wyspecjalizowanych przewodników.
Blog pisany przez przewodników sudeckich z Biura turystycznego Exit Turystyka i Przygoda
Napisz komentarz
Komentarze