19.02.2014
Dziwny kraj, w którym skuterowa taksówka za śmieszne pieniądze wozi Cię po całym mieście, pewnie nic na tym nie zyskując, bo gość, który wygląda na autochtona nie potrafi odnaleźć największego sklepu w mieście wielkości Jeleniej Góry. A najlepsze jest to, że ile byś mu nie dał on i tak podziękuje i pojedzie dalej, bo nie wie jak powiedzieć Ci, żebyś dał mu więcej!
Dziwny hotel, w którym z ręczników robią kwiaty lotosu i łabędzie.
Dziwny kraj, w którym przyjmujesz się do pracy na elektrowni jako niewykwalifikowany robol, pracujesz 4 tygodnie (w zasadzie pozorujesz pracę), potem 4 tygodnie nie pracujesz (specjalnie), żeby Cię zwolnili, a potem z braku siły roboczej przyjmują Cię znowu jako wykwalifikowaną kadrę (choć dalej nic nie potrafisz), bo przecież już tu pracowałeś. Coraz bardziej mi się tutaj podoba, a jeszcze nie dotarłem nad morze! Jest tyle rzeczy, które chciałbym opisać, ale póki co nie jestem w stanie wszystkie spamiętać. Kiedyś zacznę zapisywać to wszystko.
20.02.2014
Zdjęcia nie będzie, bo nie uchwyciłem tego krótkiego momentu.
Spróbuję jednak opisać, to co ujrzałem dzisiaj konsumując swoją tajską kolację jak co wieczór. Tradycyjnie niemal już, udałem się do "Wyoming", bo bar dobrym jest, ludzie uśmiechnięci, pasza wyśmienita, a i klimat doskonały, amerykański z lekka. Wyoming cechuje się jedną rzeczą - umiejscowiona jest w bardzo ruchliwym miejscu Songkhla, gdzie przejeżdża kilkaset motorów, samochodów i tych dziwnych pick-up'o-taksówek na godzinę.
W cieple zachodzącego już słońca konsumowałem podany posiłek, kiedy ujrzałem coś, czego w Europie raczej nie doświadczymy. U nas normalny skuter (lub też sokowirówka o pojemności 50ccm) potrafi zabrać na swój pokład jedną (!), niezbyt rosłą osobę. Tajski skuter o podobnej pojemności być może trochę większej (dla tych co nie wiedzą - ma moc większego piekarnika) potrafi zabrać na swój pokład trzyosobową rodzinę. Bez kasków. Zbędny balast jest eliminowany.
Potrafi zabrać na swój pokład także:
- całą tajską uliczną restaurację
- dwie kuchenki gazowe, butlę, 3
-4 duże (bardzo) garnki, komplet tajskich patelni,
- kram, który przykrywa całość przed słońcem,
- zapas półproduktów,
- środki higieny (cokolwiek znaczy tajskie pojęcie 'higiena').
Do tego pojazd taki ma dowód osobisty, bo przecież 18 lat już ukończył. No i szczyci się tym, że jedzie - głównie dlatego, że robi olbrzymi hałas, bo nie ma tłumika, gdyż rodzina mogłaby poparzyć sobie nogi wracając do domu.
A wszystko jest sklepem. W normalnych warunkach Polacy, jak i każdy inny europejski naród potrzebują minimum busa, żeby zabrać tyle towaru na pokład i dojechać na targ. Tutaj robią to sokowirówką.
______________________________________________________________________________
Nazywam się Sławek, dla znajomych i tych którym łatwiej - Staszek. Nie pytajcie dlaczego, bo zawsze odpowiadam tak samo - historia jest długa i zawiła. W swoim życiu zajmuję się od długich już (moim zdaniem) lat szeroko pojętą chemią - czy to podczas studiów, czy potem podczas kariery zawodowej. Jeśli chodzi o karierę zawodową, to ślepy los spowodował, iż moja praca połączona została z obowiązkiem, a także przyjemnością podróżowania po całym świecie. W momencie startu tego bloga (luty 2014) wylądowałem w Tajlandii... i od tego zaczyna się moja opowieść - czasami wzbogacana zdjęciami, czasami filmami, a czasami ciekawymi anegdotami.
Mam nadzieję, że strudzony internetem wędrowiec znajdzie coś dla siebie w moich skromnych progach.
Napisz komentarz
Komentarze