W Dzienniku Ustaw opublikowano zmiany w rządowym rozporządzeniu, zgodnie z którymi do odwołania osoby powracające do Polski będą musiały poddać się obowiązkowej 14-dniowej kwarantannie. Zapis miał obowiązywać do 26 kwietnia. To niestety zła wiadomość dla osób, które pracują za granicą.
W miniony piątek osoby pracujące w Czechach i Niemczech protestowały na granicy pod hasłem "Wpuśćcie nas do pracy, wpuśćcie nas do domu". Wiele osób z naszego regionu z powodu zapisu w Dzienniku Ustaw nie może wrócić do pracy za granicą. Jedynym rozwiązaniem dla nich jest ewentualna, czasowa przeprowadzka do Czech lub Niemiec i tymczasowa rozłąka z rodziną. Na taką opcję sporo ludzi również się zdecydowało. Jak widać protesty jednak nie zrobiły wrażenia na rządzących i zapis o obowiązkowej 14-dniowej kwarantannie ma obowiązywać aż do odwołania.
Tymczasem np. Czeski rząd otwiera dla swoich obywateli granice. Pod koniec zeszłego tygodnia minister zdrowia Czech Adam Vojtech poinformował dziś, że obywatele tego kraju mogą wyjeżdżać za granicę z powodów innych niż praca. Ma to związek z radykalnym ograniczeniem przypadków koronawirusa. Po powrocie do kraju będą musieli jednak przejść test na koronawirusa lub kwarantannę. Czesi pracujący za granicą nie mieli jednak problemu w ogóle.
Decyzję polskiego rządu skrytykował również premier Saksonii Michael Kretschmer.
- Uważam, że polski rząd się zagalopował - powiedział Kretschmer, odnosząc się do sytuacji mieszkańców pogranicza polsko-niemieckiego, nazywając decyzję polskiego rządu "wielkim nieszczęściem". W opinii premiera Saksonii, dzięki Unii Europejskiej granica nie stanowi już końca przestrzeni gospodarczej lub życiowej, a ludzie w regionie przygranicznym przyzwyczaili się do tego i dojeżdżali tam i z powrotem - do pracy, i do mieszkania. - Rygorystyczne zamknięcie granicy w czasie kryzysu koronawirusowego spowodowało duży problem - oświadczył.
Przypomnijmy, że do tej pory nazywane Europa Miastem, sąsiadujące miasta Zgorzelec i Görlitz znów są rozdzielone granicą. Tutaj ludzie nie tylko swobodnie przekraczali granicę by pracować, ale również by się uczyć czy korzystać z pomocy medycznej. Teraz nikt nie może tego robić.
- To jest dla nas potwarz od rządu. Zostaliśmy potraktowani jak śmieci. No ale czego oczekiwać od państwa, w którym ludzi dzieli się na lepszy i gorszy sort. My chcemy tylko pracować, mieć za co żyć. Utrzymać rodziny. Teraz nie mamy jak. Zostaliśmy bez żadnej pomocy. Wielu z nas jest gotowych na to, by poruszać się tylko z pracy i do domu by zarobić na chleb. Powiedzmy, że można nas objąć jakąś częściową kwarantanną. Musi być jakieś rozwiązanie - mówi Marta Jóźwiak, mieszkanka Zgorzelca.
Jednocześnie w niedzielę Centrum Informacyjne Rządu przekazało, że rozumie sytuację mieszkańców terenów przygranicznych i na początku przyszłego tygodnia Rządowy Zespół Zarządzania Kryzysowego zajmie się tematem małego ruchu granicznego.
Niemniej jednak pamiętajmy, że za granicami Polski, np. w Niemczech, mamy do czynienia z dużo trudniejszą sytuacją, jeżeli chodzi o zachorowania. Musimy brać pod uwagę ryzyko związane z możliwością przeniesienia wirusa z zagranicy oraz potrzeby mieszkańców terenów przygranicznych - oznajmiło CIR.
Napisz komentarz
Komentarze